Każdy ortodonta może mieć inne podejście i leczyć za pomocą metod, które dobrze zna. Osobiście nie czekam, aż pojawią się wszystkie stałe zęby, aby rozpocząć leczenie, a nawet uważam że takie podejście może być szkodliwe. Interweniuje jeszcze wtedy, gdy dziecko ma zęby mleczne i jest w wieku wczesnoszkolnym, a nawet przedszkolnym. Oto jak wygląda moje podejście i sposób leczenia.
Dostaję od Was mnóstwo pytań. Są one dla mnie cenną wiedzą na temat tego, co Was interesuje w temacie leczenia ortodontycznego, ale także czego o nim nie wiecie. Jedną z takich nurtujących wielu moich czytelników kwestii, jest rozważanie na temat tego, kiedy zacząć leczyć wadę zgryzu.
Niejednokrotnie powtarzałam, że według mnie najlepszym okresem na rozpoczęcie terapii jest już wczesne dzieciństwo. Najlepiej jest zacząć interweniować już wtedy, gdy zauważamy u dziecka pierwsze symptomy pojawiających się nieprawidłowości. U maluchów w wieku przedszkolnym przede wszystkim skupiamy się na przeciwdziałaniu rozwijającej się wady i niwelowaniu czynników, które ją powodują. U nieco starszych dzieci od wieku ok. 6-7 lat włączamy czynne leczenie aparatami. Nie czekamy, aż u dziecka pojawią się wszystkie zęby stałe. Gdy dziecko ma 10-12 lat, okres jego intensywnego wzrostu jest już w końcowej fazie. Wówczas rozwój jego szczęki i żuchwy też znajduje się już na ukończeniu i w bardzo małym stopniu można go korygować. Wcześniej natomiast kości twarzoczaszki rosną i można sterować kierunkiem rozwoju twarzy za pomocą terapii ortodontycznej.
Tymczasem wielu rodziców kilkuletnich i wczesnoszkolnych 7-9-letnich dzieci, które trafiają do mnie do gabinetu, mówią, że na wcześniejszych konsultacjach otrzymali informację, że należy czekać na stałe zęby i wówczas założyć stały aparat. Chcieli się u mnie upewnić, że jest za wcześnie na leczenie. Oczywiście każdy lekarz może mieć inne podejście i leczyć za pomocą metod, które dobrze zna. Szanuję to i nigdy nie oceniam – każdy z nas lekarzy określa własne cele leczenia i ma swoją drogę do sukcesu. Sama na początku swojej ścieżki zawodowej miałam etap, że wprowadzałam terapię dopiero u dzieci z późnym uzębieniem mieszanym, ponieważ na tamten moment taka była moja wiedza i doświadczenie. Teraz kiedy jestem już na innym etapie, poznałam inne bardziej skuteczne techniki ortodontyczne oraz możliwości i zalety przyczynowego leczenie wczesnego, nie czekam na stałe zęby. Interweniuje jeszcze wtedy, gdy dziecko ma mleczaki, nawet gdy nie ma „szóstek”.
Co ważne lubię prowadzić terapię, która naprawdę działa i jej rezultaty są szybko widoczne. Takie podejście w efekcie rodzicom moich małych pacjentów również bardzo się podoba, bo efekty są szybkie i często spektakularne, choć czasami na początku pytają mnie o inne metody. Osobiście uważam, że aparaty, które są stosowane „do spania”, przynoszą dość nikłe efekty terapeutyczne. Z dwóch powodów – po pierwsze trudno się przyzwyczaić do aparatu jeśli nie jest on noszony non stop. Po drugie małe i stałe siły działające 24/dobę przynoszą dużo lepsze efekty i po prostu aparat stosowany przez część doby będzie działał wolniej i mniej efektywnie, gdyż stosowane siły działają skokowo, a nie nieprzerwanie.
U dzieci wykorzystuję aparat typu Bioblok, którego klamry z powodzeniem mogą być zaprojektowane na mleczne „piątki”. Mimo tego, że są to aparaty ruchome, muszą być noszone przez pacjenta 24 godziny na dobę. Dzieci dość szybko się do nich przyzwyczajają, nie zdejmują aparatów w szkole czy w przedszkolu i jedzą w nich. Sprytne dzieciaki po jedzeniu, gdy przebywają poza domem płuczą same aparat i natychmiast zakładają go z powrotem. Inne po prostu czyszczą aparat z pomocą rodzica, gdy dotrą już do domu. Gdy tłumaczę, że aparat, żeby działał musi być w buzi non stop, lubię stosować porównanie do protezy odtwarzającej utracone zęby u starszych ludzi – oni muszą się dostosować, bo przecież nikt nie lubi chodzić szczerbaty i prędzej czy później udaje się to 😊
Biobloki stosuję u pacjentów z niedoborem wzrostu kości szczęk. Służą one rozbudowie łuków zębowych szczęki i żuchwy oraz eliminacji nieprawidłowej postawy jamy ustnej. Leczenie nimi jest najbardziej skuteczne u młodszych dzieci, w wieku około 6-10 lat, u których trwa intensywny rozwój twarzoczaszki. W efekcie bardzo łatwo przemodelujemy kości, wpływamy na prawidłowe ustawienie łuków i ładniejszy rozwój rysów twarzy. Taka rozbudowa łuków daje bardzo dobre efekty np. w przypadku leczenie tyłozgryzu i niwelacji efektu cofniętej bródki, przez to, że żuchwa zaczyna prawidłowo rosnąć.
Szerokie zastosowanie tej metody ma swoją nazwę ortotropia. Jest to metoda leczenia dzieci opracowana przez prof. Johna Mew – szerzej pisałam o tym w tym artykule – https://mamaortodonta.pl/ortotropia-w-zakopanem/
Aparaty stosowane w tej metodzie dają bardzo dobre efekty, pod warunkiem, że dziecko stosuje się do wytycznych lekarza i nosi je wedle jego zaleceń. Naprawdę wymagam od swoich pacjentów i ich opiekunów zaangażowania i współpracy. Jeśli rodzić z góry zakłada, że będzie z tym problem i nie czuje się na siłach pomóc w terapii i motywować dziecko do noszenia aparatu, uważam, że lepiej jest poczekać i rozpocząć później klasyczne leczenie ortodontyczne, ponieważ tego typu podejście sprawi, że wczesna terapia nie będzie efektywna. Rodzic musi jednak wiedzieć, że odraczając leczenie do czasu możliwości założenia aparatu stałego na zęby dziecka, będzie działało na jego niekorzyść, ponieważ w pewnej części utracimy bardzo cenny potencja intensywnego wzrostu dziecka, kiedy można je najbardziej efektywnie leczyć, a jego wada może jeszcze bardziej się nasilić i utrwalić.
Aparaty stałe z powodzeniem można stosować już w okresie uzębienia mieszanego, czyli wówczas, gdy w jamie ustnej są obecne zęby stałe i mleczne. Ja stosuję je także u małych pacjentów – wówczas zamki ortodontyczne są naklejane tylko na zębach stałych z ominięciem zębów mlecznych. Są to tzw. aparaty stałe częściowe. Taką terapię można zacząć już ok. 9 roku życia, w późnym uzębieniu mieszanym, gdy jest jeszcze szansa w miarę plastycznie przemodelować wyrostki zębodołowe i ustawienie łuków zębowych i zębów, ponieważ tak jak już pisałam dziecko nadal rośnie.
Oczywiście każde dziecko, które do mnie trafia najpierw dokładnie diagnozuję. Rodzice na pierwszej wizycie wypełniają kwestionariusz ogólnozdrowotny i stomatologiczny, która daje mi szeroki obraz historii rozwoju i zdrowia malucha. Nie ma jednego stałego schematu postępowania u wszystkich dzieci i wieku, w którym należy zacząć leczenie ortodontyczne. Każdy pacjent inaczej się rozwija, ma też inne podłoże występujących u niego nieprawidłowości, inaczej wygląda jego zgryz, a jego wada może być w różnych fazach zaawansowania. To jak będzie wyglądała terapia i kiedy zaczniemy wykorzystywać aparaty jest bardzo indywidualne. Niemniej jednak na pewno każdy mały pacjent dostaje ode mnie jasno określony plan, który w efekcie ma za zadanie już od początku naszych spotkań realnie przeciwdziałać wadzie zgryzu.
Jeśli rzeczywiście dziecko nie wymaga jeszcze założenia aparatu lub jest u niego za wcześnie na takie działanie np. z powodów psychologicznych i emocjonalnych, absolutnie nie zostawiam go bez opieki. Dziecko może być jeszcze na tyle niedojrzałe emocjonalnie, że nie chce współpracować i nie pozwala sobie na pracę w obrębie jego jamy ustnej, a tym bardziej na zakładanie aparatów. Jest to bardzo indywidualne wiekowo. Czasami 6-latek stawia opór przed leczeniem, a inny 4-latek będzie już na nie gotowy. Wówczas taki negatywnie nastawiony maluch jest pod moją obserwacją. Zapraszam go wraz z rodzicami na kilka wizyt adaptacyjnych, które pomogą mu przełamać strach i oswoić się ze mną i gabinetem ortodontycznym, a leczenie wdrażamy gdy już jest na to gotowy.
Gdy wada nie jest jeszcze mocno rozwinięta i występują niewielkie nieprawidłowości, mają one szansę cofnąć się bez dodatkowego leczenia. Kieruję wtedy dziecko w zależności od jego indywidualnych potrzeb, a właściwie niekorzystnych czynników, które u niego występują i oddziałują na jego zgryz, na odpowiednie tory terapeutyczne np. do laryngologa, logopedy, fizjoteraputy, alergologa, mioterapeuty, trenera oddychania itp. i oczywiście także sama stale go obserwuję.
Leczenie odraczamy również czasem, gdy ewidentnie widać, że dziecko za chwilę straci mleczne jedynki. Warto wówczas poczekać kilka miesięcy na stałe siekacze i wtedy już wraz z nimi wykonywać wyciski i założyć aparat.
Często jest tak, że pacjent z nieprawidłowościami zgryzowymi jest pod obserwacją ortodontyczną przez kilka lat. Często jego terapia rozłożona jest na etapy – naprzemiennie wchodzimy z okresem intensywnego leczenia i okresami obserwacji, wkraczamy z aktywnym leczeniem wówczas, gdy czas i wiek jest odpowiedni na korygowanie nieprawidłowości, a pomiędzy okresami aktywnego leczenia pod obserwacją pozwalamy na wyrzynanie się kolejnym zębom.
Jestem ortodontką bardzo mocno wyspecjalizowaną w leczeniu dzieci. Zawsze każde z nich traktuję bardzo indywidualnie, spoglądając na wszelkie aspekty jego rozwoju – nie tylko jego zgryzu, ale również psychiki. Szanuję swoich pacjentów, dlatego leczenie prowadzę tak, żeby było naprawdę skuteczne, ale też, aby nie przekraczało pewnych granic, które ma każdy maluch. Dlatego proponuję tylko skuteczne i sprawdzone metody, omijając te, które według mnie z gruntu są mało efektywne, ale też obserwuję i rozmawiam dużo z rodzicami na temat tego, czy dziecko jest gotowe na ich zastosowanie. Zawsze staram się szukać sposobów, które będą satysfakcjonujące zarówno z punktu widzenia powodzenia leczenia jak i będą akceptowalne przez dziecko.
Dobry wieczór.
Czy aparat bio lock noszony stałe przez 4 tygodnie może pęknąć? Czy takie sytuacje się zdarzają? Co jest tego przyczyną?
Z góry dziękuję za odpowiedź.